05 kwietnia 2012

no i jestesmy w Wawie

Po 28 godzinach lotu z  dwiema przesiadkami, 35 godzinach w podrozy ( drzwi do drzwi)  i 45 godzinach bez snu - oto jestesmy w  Warszawie. No ale nikt nie mowil ze bedzie latwo. Dzieciaki daly nam popalic w  samolocie, plakaly jak opetane i prawie w  ogole nie spaly. Kacper biegal jak szalony i przedzieral sie pomiedzy stewardesami i wozkali z  jedzeniem. Jakims cudem nie dobiegl do "biznes klasy".  Daniel ( zwykle aniolek) nie chcial spac w  lozeczku samolotowym dluzej niz godzine bo jakos nie przypadlo mu do gustu ( taka trumienka ? dla mnie? ). Ogolnie mozna powiedziec ze byl hardcore.  Nie wiem jak ja sama wroce z  dwojka bo Dzieja musi wrocic do Australii juz za miesiac... ale co ja o powrotach jak dopiero wyladowalismy?
Pogoda srednia ( wiosenno-jesienna mozna powiedziec)  a za chwile Wielkanoc i w lany poniedzialek jedziemy na narty na Kalatowki. W zwiazku z powyzszym nalezy sie cieszyc z "brzydkiej" pogody rownoznacznej z  dobrymi warunkami narciarskimi w  gorach. Oby teraz przetrwac Swiateczne Obzarstwo ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz