Przyznam szczerze ze ciesze sie ze juz wracam do domu. Nie zeby mi bylo zle w Polsce. Ale wpadlam w pulapke – poniewaz nie bylam w Warszawie 6 lat, mam poczucie ze MUSZE wykorzystac ten czas w 100%. Kazdy dzien, kazdy wieczor musi byc AKTYWNIE wykorzystany. W efekcie od kilku tygodni mam bardzo napiety grafik ( Gdzie? O ktorej? Z kim? Z dziecmi czy bez?) i jade wedlug rozpiski. Nie da sie tak po prostu umowic (O nieeee !) – trzeba sie zapisac an spotkanie ze mna ;)
Po woli mam tego dosc, dzieci wstaja o 5 rano (a ja czesto klade sie o 1 lub 2 nad ranem) wiec ze snem slabo. Potem kolejny aktywny dzien. Zaczynam dostrzegac coraz mniej przyjemnosci w tej gonitwie... Czy to ze mna cos nie tak? W koncu mam z kim dzieci zostawic?
I do tego przeziebienie sie przyplatalo – wylot za 2 dni a ja kicham i prycham – musze sie doprowadzic do porzadku przed lotem....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz