Plany na ten dzień były zupełnie odmienne ( zwiedzanie zabytkowego miasteczka z czasów Australijskiej gorączki złota) ale dzięki "fantastycznej" pogodzie [czytaj czarnym chmurom z których lały się strugi deszczu po dojechaniu do celu] zawróciliśmy do Melbourne na jedyną wycieczkę jaka nam przyszła do głowy, nie wymagającą chodzenia po deszczu z Kacperkiem ( vel Markiem).
W sumie było sympatycznie , zwłaszcza dla Dziejskiego który po raz pierwszy przez kilak godzin trzymał małego na piersi :)







Brak komentarzy:
Prześlij komentarz